Martynka została przewieziona do szpitala w Zabrzu w celu wykonania badań genetycznych.
Pamiętam jak dziś ten dzień,gdyż był to kolejny trudny czas dla nas...
Akurat karmiłam Martynkę piersią kiedy na salę weszła pielęgniarka i poprosiła abym odłożyła córeczkę do szpitalnego łóżeczka bo muszą ją zabrać do Pani doktor. Nie spodziewając się tego,że widzę ją po raz ostatni przed przewiezieniem do Zabrza. Odstawiłam od piersi i odłożyłam.
Za ok 5 minut dowiedziałam się, że Martynka będzie już transportowana na Zabrza.
Niby się tego spodziewałam,ale przecież nie zdążyłam się z nią pożegnać,utulić... Serce pękło po raz kolejny. Dziś wiem, że burza hormonów po porodzie robiła swoje bo przecież nikt mi dziecka nie zabrał tylko miała być przetransportowana do innego szpitala. Wtedy jeszcze nie zdawałam sobie sprawy, że nie będę mogła być z nią na oddziale w Zabrzu.
Pielęgniarka widząc moje roztrzęsienie pozwoliła mi pójść się pożegnać z Martynką. Myślałam, że będę mogła ją choć na chwilę chwycić za rączkę,ale okazało się, że Martynka została już ubrana w specjalny kombinezon (z powodu panującego covida) i położona do inkubatora w którym miała być transportowana. Widziałam tylko kawałek jej twarzyczki.
Czym prędzej powiadomiłam Tomka, że zabrali Martynkę abyśmy mogli jak najszybciej jechać za Martynką do szpitala w Zabrzu.
Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy mając nadzieję, że zostanę z Martynką na oddziale.
Niestety na miejscu okazało się,że z powodu obostrzeń nie mogę zostać z Martynką na oddziale i nie mogę się nawet z nią pożegnać gdyż nie jestem umówiona na widzenie...
Wypełniliśmy mnóstwo papierologii i umówiliśmy się na widzenie do naszej córki.
Widzenia mogły odbywać się maksymalnie 2 razy w tygodniu i trwać 1 godzinę. Podczas widzenia mogłam karmić Martynkę piersią. Poza tym dowoziłam codziennie Martynce swoje odciągnięte mleczko w specjalnych pojemniczkach.
Postanowiłam sobie, że będę silna. W końcu Pani doktor zapewniła nas, że pobyt Martynki w szpitalu będzie trwał od tygodnia do góra dwóch tygodni.
Martynka miała mieć wykonany kariotyp aby potwierdzić bądź wykluczyć obecność zespołu Downa.
W wielkim już skrócie(bo nie chcę się już zagłębiać we wszystkie zawirowania które międzyczasie się działy) napiszę, że Martynka wróciła do domu dokładnie dzień przed ukończeniem 1 mca życia. Czyli spędziła w szpitalu w Zabrzu ponad 3tygodnie! Wynikało to z tego iż miała robione dodatkowe badania,które wypadały bardzo niekorzystnie i nie mogli nam w takim stanie wypisać dziecka do domu. M.in Martynka miała bakterię ecoli, pojawiła się krew w kale,wystąpiła nietolerancja laktozy i trzeba było podać specjalne leki oczyszczające organizm z laktozy, zakwasił się organizm przez to wszystko i wystapiła kwasica,podwyższyło się crp i wiele innych.
To był koszmar. Wydawało nam się, że nie odzyskamy dziecka,bo codziennie działo się coś nowego.
Dziś wiem, że Martynka mimo tych wszystkich przeciwności losu miała ogromne szczęście,gdyż dzieci z Zespołem Downa często rodzą się z niewydolnością oddechową,niemożnością samodzielnego spożywania pokarmu,trzeba ich intubować a nawet operować np. z powodu wady serduszka.
Badania kariotypu potwierdziły obecność dodatkowego chromosomu,ale to dla nas już nie miało większego znaczenia. Chcieliśmy móc zabrać naszą córeczkę do domu i otoczyć ją miłością której bardzo potrzebowała, a którą miała dawkowaną z powodu panującej pandemii i obostrzeń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz