Podobno co nas nie zabije to nas wzmocni...


Ciężko mi to stwierdzić po ostatnim roku,jednakże jestem,żyję i nie zwariowałam a to już jakiś sukces

😁 Minęło 12 mcy od przyjścia na świat naszego wyjątkowego szczęścia❤
Kiedy się urodziła myślałam że zwariuję z rozpaczy,że nie dam rady po raz kolejny. Dałam radę i nie postradałam zmysłów. O dziwo opieka nad Martynką nie była taka trudna jak sobie to wyobrażałam. Martynka zaraża optymizmem i nie sposób się przy niej smucić czy dołować. Po raz kolejny przekonałam się że nie ma co się martwić na zapas bo życie toczy się zupełnie inaczej niż się tego spodziewamy. Martynka nauczyła mnie ufnosci że wszystko jakoś się ułoży,cierpliwości i spokoju. Nauczyła mnie żyć chwilą bez wybiegania w przyszłość. Kiedy urodziła się nasza mała księżniczka,bardzo się podłamałam. Okropnie płakałam martwiąc się o przyszłość. Zaczytywałam się w internetach o tym co przyniesie nam jej wada genetyczna. Płakałam na zapas.
Mój Tomasz wtedy zapytał mnie "dlaczego płaczesz?". Opowiedziałam mu o swoich lękach. Byłam mocno zdziwiona że on z takim spokojem i ufnoscią podchodzi do tematu. Pamiętam co wtedy usłyszałam od niego. -Po co się martwisz tym co przyniesie przyszłość skoro jej nie znasz i nie jesteś nawet w stanie jej przewidzieć? Czyż teraz nie jest wszystko dobrze z Martynką? Popatrz na nią,czy nie jest slodka i kochana? Nic nie zagraża jej zdrowiu i życiu więc ciesz się tym. - Mam wspaniałego mężczyznę. Mam nadzieję że Martynka odziedziczy po nim te stabilność emocjonalną i nie będzie taką histeryczką jak mama


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

 https://www.facebook.com/MartynkoweLOVE Zapraszamy na FB Tam regularnie piszę co u Martynki :) Jeśli widzisz ten wpis zostaw komentarz:)